Gdy tak klęczałam, moją duszę wypełniły głęboka skrucha i wdzięczność. Z utęsknieniem czekałam na odpowiedź Pana. Wreszcie przerwałam milczenie.
– O mój Jezu, czy cieszysz się, że przychodzi do ciebie tyle pobożnych dusz? – zapytałam.
– Tak – odpowiedział ze smutkiem – ale szybko odchodzą, przez co nie mogę dać im moich łask.
Dobrze rozumiałam Zbawiciela i aby Go pocieszyć, powiedziałam:
– O mój Jezu, jestem Twoja, dla Ciebie umieram, do Ciebie należę na wieki!
I zaczęłam się zastanawiać, jak jeszcze mogłabym Go pocieszyć. Czułam się jak rudzik, który próbował wyciągnąć ciernie z czoła Pana Jezusa, a wtedy na jego pióra spłynęła kropla świętej Krwi. Po pewnym czasie zrobiło mi się zimno. Zamierzałam pożegnać się więc z Jezusem i wrócić do domu. Pan w głębi mojej duszy poprosił jednak błagalnym tonem:
– Nie odchodź jeszcze!
Zostałam na swoim miejscu. Wkrótce pośród ciszy panującej w moim wnętrzu usłyszałam słowa:
– Moja mała karmelitanko!
Ten głos wzbudził we mnie akt żalu. Potem ten czuły zwrot usłyszałam jeszcze dwukrotnie, po czym wylewałam łzy skruchy. Po chwili w mojej duszy odezwała się Najświętsza Dziewica:
– Módl się i wynagradzaj mojemu ukochanemu, tak obrażanemu Synowi!
Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Przecież nie może być to głos Złego, bo on nigdy nie wzywa do modlitwy i pokuty. Moja dusza była nieco zakłopotana.
Co mogę, co powinnam zrobić? Przez jakiś czas zostałam jeszcze w kościele. Nie modliłam się, chciałam tylko uporządkować myśli, ale mój rozum pogrążył się w osobliwym mroku. W drodze do domu prosiłam więc:
– O niebieska Matko, jeżeli to Ty żądasz tego ode mnie, to wyprostuj, proszę, moje drogi do swojego Boskiego Syna!
Myśl ta nie opuszczała mnie również następnego dnia. Podczas Mszy Świętej błagalnie pytałam Matkę Bożą:
– O niebieska Matko, co mam robić? Bez Ciebie jestem taka mała i słaba! Pomóż mi, proszę! Pod koniec Mszy opanowała mnie myśl, by poprosić o klucz do domu Bożego, abym miała do niego wstęp w każdej chwili. Zwróciłam się z taką prośbą do siostry zakrystianki, opowiadając jej, w jakich warunkach mieszkam. Zakonnica zdziwiła się, z jakim spokojem o tym mówię. Powiedziała mi, że samodzielnie nie może decydować o kluczach i potrzebuje zgody księdza proboszcza. […]
Dwa dni później siostra powitała mnie z dobrą wiadomością. Wręczyła mi klucz, o który prosiłam. Jeszcze tego samego dnia wybrałam się z nim do kościoła. Kiedy otworzyłam drzwi świątyni, serce zaczęło mi bić mocniej. Poczułam, że Pan Jezus chce ze mną dzielić swój dom, że zamiast mojego daje mi teraz swój na nowe mieszkanie. Dlatego właśnie ten kościół stał mi się taki drogi.
Po wejściu przez boczne drzwi stanęłam przed ołtarzem Oblubienicy Ducha Świętego i Patronki Węgier. Powitałam Ją:
– Bądź pozdrowiona, Maryjo, moja Matko! Najpokorniej Cię proszę, zachowaj mnie w swojej
opiece i polecaj swojemu Boskiemu Synowi! Jestem Twoją niewierną karmelitanką. Matko,
wiem, że nie jestem godna, byś się tak do mnie zwracała. Nawet gdybym żyła całe wieki, nie
zyskałabym dostatecznie dużo zasług, by choć trochę na to zapracować. O Matko, przychodź
mi z pomocą i prowadź do swojego boskiego Syna!
Przebywając tak samotnie w wielkim kościele, rzuciłam się do stóp Pana i zapytałam Go:
– Czy teraz jesteśmy tylko we dwoje?
– Niestety! – usłyszałam w odpowiedzi smutny głos w mojej duszy. – Postaraj się, by było nas wielu!
Nie potrafię wyrazić słowami mojej wdzięczności i żalu, które wypełniły mi serce.
– O drogi Zbawicielu – wykrzyknęłam – Ty wiesz, jak często się potykałam, aż wreszcie z
Twoją pomocą znalazłam się przy Tobie! Teraz, kiedy uwolniłeś mnie od zewnętrznego pancerza otaczającego moją duszę, czuję, jak przenikasz mnie bogactwem swojej łaski. O mój Jezu, pokornie Cię błagam, zedrzyj z mojej duszy wielkie błędy, nawet gdyby miało to mnie bardzo boleć, abyś rozpoznał swoje dzieło, gdy kiedyś stanę przed Tobą. Chcę żałować swoich grzechów bardziej niż którakolwiek nawrócona dusza! Chcę Cię kochać tak, jak nie kochał Cię jeszcze żaden z nawróconych! O mój Jezu, z głęboką pokorą proszę Cię, aby w moim życiu nie było dnia, w którym nie będę wylewała łez skruchy wypływających z mojej miłości i wdzięczności. Upokarzaj mnie, o mój Jezu, w każdej chwili mojego życia, bym stale czuła, jak jestem nędzna! Już kiedy myślę o tym, że tu na ziemi dane mi jest żyć z Tobą, moje serce przepełnia niepewność. Ale co będzie po mojej śmierci? Co się stanie z moimi niezliczonymi grzechami?
Poczułam niewyobrażalne wewnętrzne strapienie i uciekłam się do Pana. Wtedy On przez mgnienie oka dał mi odczuć, jak moje grzechy stopią się w Jego miłosiernej miłości.
Kto wie, jak długo klęczałabym jeszcze zamyślona u stóp Pana, gdyby o wpół do ósmej
wieczorem nie przyszła siostra zakrystianka, żeby zamknąć bramę, do której nie miałam już
klucza. Nie mogłam rozstać się z Panem i poprosiłam Go, by poszedł razem ze mną. Czułam,
że tak zrobił. Tak intensywnie odczuwałam Jego obecność, że miałam ochotę uklęknąć w
ulicznym kurzu.
Odkąd Jezus dał mi swoje mieszkanie, co wieczór odwiedzam Go wypełniona wdzięcznością, z pokornym i skruszonym sercem. Adoruję Go zgodnie z życzeniem Matki Bożej. Idąc do
Niego, odczuwam wielką radość, a On zawsze jest w domu! Nie potrafię opisać tych
niezapomnianych chwil.
Na takich rozmowach z Panem minął rok 1961. Wtedy nie spisywałam ich treści, zaczęłam to robić dopiero wtedy, gdy nakazał Mi to Pan. Teraz, kiedy umiłowany Zbawiciel prowadzi ze mną krótkie rozmowy, zapisuję wszystkie Jego słowa. Natomiast podczas Godziny Świętej często jest tak, że rozmowy po prostu przenikają do mojej świadomości, a wtedy nie jestem w
stanie ich zanotować.
Kiedyś podziękowałam Jezusowi za to, że dał mi stałe schronienie. Odpowiedział:
– Moja karmelitanko, i ty daj mi u siebie stałe schronienie. I ty przecież czujesz, że do siebie należymy. Niech twoja miłość nie zna spokoju ani odpoczynku!
Pewnego dnia Pan Jezus poprosił mnie, bym w poniedziałki odbywała czuwanie modlitewne za dusze kapłańskie w czyśćcu cierpiące. Innym razem odwiedzałam znajome siostry, w których domu była kaplica. Kiedy się żegnałam, zapomniałam pożegnać się z Panem. Jezus
delikatnie wypomniał mi, że byłam wobec Niego nieuważna.
– Wybacz mi, o mój Jezu! – zawołałam. – Przecież prosiłam Cię, byś zdarł z mojej duszy wielkie błędy!
Pan łagodnie odpowiedział:
– Musisz Mnie kochać dniem i nocą!
Raz poprosiłam Go, by dał mi odczuć swoją obecność w pełni swojego majestatu i dobroci.
– Córko – padła odpowiedź – nie proś o to dla siebie, dostąpi tego dusza, za którą podjęłaś ofiarę, za którą się modliłaś.
– Wybacz mi, Jezu, jestem taka samolubna! – zawołałam w odpowiedzi.
– Córko, znam twoją niedoskonałość i nędzę, ale niech nie osłabiają one twojej gorliwości, lecz raczej pokazują ci, że z jeszcze większą ufnością powinnaś polegać na mojej miłości.